urodzilam 16 kwietnia
O godzinie 9 moja coreczka byla juz na swiecie wazyla 3750g i mierzyla 53 cm.Mialam cesarke spowodu wysokiego cisnienia i gestozy.Spowodu malo plytkowosci tracilam duzo krwi po cieciu, ale skonczylo sie tylko na strachu.Wypisali mnie do domu w niedziele.Niestety moja coreczka jest bardzo chora.Ja mam depreche prawie caly czas placze.Wszystko zaczelo sie w dniu w ktorym sie urodzila wieczorem wzieli mi ja dlatego, ze troche skrzeczala i stwierdzili ze trzeba jej dogrzac plucka, rano bylam zniecierpliwiona, ze jeszcze mi jej nie przynosza i dowiedzialam sie, ze ma jakies problemy z brzuszkiem i musi byc pod krolowka, wymiotowala, w piatek wieczorem stwierdzili, ze w tym szpitalu jej nie pomoga trzeba ja przewiez do kliniki i zabrali ja do Chorzowa, maz caly czas w sobote byl w tej klinice i wygladalo, ze wszystko bedzie dobrze bo zrobila kupke i mniej wymiotowala, balismy sie ze bedzie musiala byc operowana bo mowili, ze te jej problemu z
brzuszkiem to moze byc jakas niedroznosc jelit, zwezenie czy cos takiego, okazalo sie, ze poki co nie ma takiej potrzeby...kiedy w niedziele wypisywali mnie ze szpitala bylam pelna nadziei, ze uslysze dobra wiadomosc, ze lada dzien bede mogla zabrac moja kruszynke do domu...jakze sie rozczarowalam lekarz powiedzial ze ma zapalenie opon mozgowo rdzeniowych i podejrzenie sepsy, szanse przezycia pol na pol...alez to byl cios, chcialam umrzec z rozpaczy...poniedzialek jechalam do kliniki z dusza na ramieniu, ale byla jedna dobra wiadomosc, ze sepse wykluczono i szanse na
przezycie sa duzo wieksze, niestety z brzuszkiem jest nadal zle i jeszcze nie jest wykluczone, ze bedzie musiala miec operacje, po paru godzinach uslyszalam jeszcze, ze podejrzewaja mukowiscydoze, bo wczesniej mysleli ze te wymioty to od zapalenia opon jednak
antybiotyki nie przynosily poprawy...i dzisiejszy dzien w klinice wreszcie jakies lepsze wiesci z brzuszkiem juz lepiej juz nie wymiotuje czyli chyba jednak to od zapalenia, mukowiscydoza
wykluczona i na koniec jeszcze wyniki kontrolnej punkcji - antybiotyki dzialaja bo jest juz poprawa w wynikach co jest bardzo dobra wiadomoscia...teraz mam tylko nadzieje, ze z dnia na dzien
bedzie juz tylko lepiej i wkrotce bedze mogla zabrac moja kochana Juleczke do domu...a ja jak sie domyslacie psychicznie czuje sie fatalnie, no moze po dzisiejszych wiadomosciach troche lepiej, ale
brak dziecka przy mnie powoduje, ze gorzej mi dojsc do siebie fizycznie, jestem bardzo oslabiona bo stracilam naprawde duzo krwi, ale musze byc twarda, zeby moc odwiedzac Julcie.